Przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Vancouver wyszło, że istnieją dwa rodzaje nienawiści – jedna nacechowana jest negatywnie druga pozytywnie.
Tuż przed Igrzyskami zginał syn trenera Reprezentacji USA w hokeja, Brendan Burke. Chłopak grał w hokeja w wieku szkolnym, ale nie mógł znieść homofonicznych żarcików kolegów (ręka do góry kto takich nie robi?) i zrezygnował z kariery. W końcu się jednak przełamał i cały świat dowiedział się „jak lubi”. Oczywiście stał się bohaterem i „człowiekiem o twardym charakterze” (i miękkiej dupie, czego już nikt głośno nie powie).
Piękna i wzruszająca historia. Niestety, kilkanaście dni przed Igrzyskami chłopak zginął w wypadku samochodowym. Niech mu ziemia lekką będzie.
Rzecz jasna Ameryka jest wstrząśnięta tą śmiercią, zewsząd padają słowa jaki to był cudowny chłopak (sic!), ile to zrobił dobrego i inne bla, bla, bla.
Grunt, że nienawiść do gejów nie popłaca bo to są "cudowni ludzie". I słusznie, że nie popłaca bo nienawiść to złe uczucie. Jak się jednak okazuje nie zawsze.
Również przed IO gruchnęła inna sensacyjna wiadomość. Amerykański łyżwiarz figurowy (na bank pedał, patrz fotka) założył podczas swego występu na mistrzostwach USA sukienkę z prawdziwym lisim futrem. Na głowę tego nieszczęśnika posypały się gromy. Organizacje ekoterrorystyczne dostały piany. Na skrzynkę meilową tancerze napłynęła masa listów z pogróżkami. Chłop się mocno wystraszył i chyba na IO w futerku się nie pojawi. W obronie tancerza "lisobójcy" nikt nie stanął.
Teraz rodzi się pytanie. Gdyby „zieloni” napadli i na przykład pobili tancerza, to czy „różowi” by interweniowali? Wyobrażacie sobie ogólnoamerykańską wojnę ekosiów z homosiami? Która nienawiść jest lepsza i ma większe prawa - ta do "milusińskich mężczyzn" czy ta do mięsożerców, który nie wyrzucają skóry zwierzęcia tylko się w nią odziewają?