sobota, 31 lipca 2010

„Kult klęski” – nie tylko u nas






Przy okazji kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego spotykam się z różnymi zarzutami co do świętowania tego wydarzenia. Najczęściej chyba powtarzanym argumentem jest coś w rodzaju „Tylko my Polacy świętujemy klęski i budujemy wokół nich świadomość narodową.” Postanowiłem zrobić małą listę świętych klęsk różnych państw Europy i reszty Świata. Robiłem ją na szybko w środku nocy więc musi mieć sporo braków.

Niemcy – ciągła trauma II WŚ z oceną której Niemcy do dziś mają problem. Z jednej strony niesamowity marsz wojsk Rzeszy przez prawie całą Europę: Czechosłowacja, Polska, Norwegia, Dania, Holandia, Belgia, Francja, Bałkany i olbrzymie połacie Związku Sowieckiego pod butem. Z drugiej klęska, odpowiedzialność za straszliwe zbrodnie. Patrząc ile w ostatnich latach powstaje w Niemczech filmów na temat wojny widać, że tema bardzo żywy.

Rosja – również II WŚ. Owszem zostali zwycięzcami, ale wszyscy w Rosji i byłych republikach wiedzą ile wcześniej było klęsk. Ile milionów obywateli ZSRS poszło w piach. Niby zwycięstwo, ale obarczone świadomością olbrzymich strat. Temat również żywy.

Francja – I WŚ. Typowe kadmejskie zwycięstwo. Pokonani, ale nie złamani Niemcy zaraz wywołali jeszcze większą ruchawkę, która zakończyła się dla nich tragicznie, a Francuzi za swe zwycięstwo zapłacili tak olbrzymią cenę, że zostali złamani. W trakcie II WŚ coś takiego jak duch bojowy armii francuskiej nie istniało. Zakończenie I WŚ jest we Francji bardzo ważnym i smutnym świętem. To nie dzień zwycięstwa a dzień oddawania hołdu milionom poległych.

Hiszpania – wojna domowa. Taką wojnę przegrywają wszyscy. Nie muszę tłumaczyć jak ważne to wydarzenie dla Hiszpanów.

Izrael – Holocaust. Opisywać i tłumaczyć nie muszę.

Japonia – zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Jest to o tyle, swoją drogą, ciekawe, że w największym bombardowaniu konwencjonalnym na Tokio zginęło więcej ludzi niż w obu eksplozjach bomb atomowych nad Japonią. Niemniej dla Japończyków to niezwykle ważne daty.

USA – wszyscy terroryści czy bojownicy grożą USA „Drugim Wietnamem”. To nie przypadek. Amerykanie zabili w filmach o Wietnamie już więcej swoich niż ich zginęło w rzeczywistości.

Ot taka króciutka lista. Jak widać nie tylko my rozpamiętujemy klęski. Może dlatego, że jak powiadają zawodnicy MMA: „Jedna porażka uczy więcej niż wygrane.”

Powstawnie Warszawskie jest jedynym wydarzeniem z naszej historii, które jest powszechnie znane i które rozpala tak skrajne emocje. I bardzo dobrze. Jeśli historia ma uczyć to trzeba o niej myśleć i dyskutować. Inaczej do żadnych konstruktywnych wniosków się nie dojdzie.

Gotuj ze Stalinem!







Ostatnio ciągnę wątek stalinizmu. Dziś kolejny odcinek z serii. Tym razem przedstawię Wam kilka cytatów z pierwszej wydanej w Związku Sowieckim książki kucharskiej. Dzieło to ukazało się w drugiej połowie lat 30’. Tak, kilkanaście lat po powstaniu ZSRS. Nie wiem czemu tak późno. Może dlatego, że wcześniej nie było co jeść?

Każdy z rozdziałów „Książki o smacznym i zdrowym pożywianiu” udekorowano jakąś mądrą wypowiedzią Stalina bądź Anastasa Mikojana (wówczas człeka odpowiedzialnego za przemysł żywieniowy w Związku). Mottem samej książki były słowa słońca narodów: „Żyje się lepiej, towarzysze, żyje się weselej”. Komu? Tego Stalin nie wyjaśnił.

Rozdział „Potrawy mięsne” poprzedza taka oto dykteryjka:

Towarzysz Stalin już w 1918 roku w ówczesnym Carycynie, kiedy zajęty był likwidacją południowego frontu kontrrewolucji (…) z genialną przenikliwością przewidział problem stworzenia przemysłu spożywczego (…) Towarzysz Stalin pisał wówczas do Lenina w sprawie wysyłki mięsa do Moskwy. Teraz możemy powiedzieć, że budujemy i już zbudowaliśmy sześć potężnych fabryk konserw tam, gdzie towarzysz Stalin w 1918 roku domagał się zbudowania choćby jednej”.

Lokomotywa historii myślała i o parówach.

Ktoś może pomyśleć, że towarzysz Stalin, obciążony wielkimi problemami polityki międzynarodowej i wewnętrznej, nie jest w stanie poświęcić uwagi sprawom, jak produkcja parówek. Tak nie jest. Zdarza się, że ludowy komisarz przemysłu spożywczego o czymś zapomina, a towarzysz Stalin przypomina mu o tym. Powiedziałem (ja, Mikojan – przyp. OloBlog) przy jakiejś okazji, że chcę rozwinąć produkcję parówek. Towarzysz Stalin zaaprobował tę decyzję, wskazując na to, że w Ameryce fabrykanci parówek wzbogacili się na tym interesie, między innymi na ich sprzedaży na stadionach i w innych miejscach, w których gromadzi się publiczność. Stali się milionerami, królami parówek. Nam, towarzysze, nie są, oczywiście, potrzebni królowie, ale parówki trzeba robić pełną parą.”

Przed rozdziałem o zakąskach Mikojan zacytował fragment własnego przemówienia.

Dlaczego dotychczas mówiło się o pijaństwie rosyjskim? Dlatego, że za cara naród biedował i piło się nie z radości, lecz z rozpaczy, z nędzy. Pili właśnie po to, aby się zapić i zapomnieć o przeklętym życiu. Dostanie człowiek na butelkę wódki i pije, a pieniędzy na jedzenia nie starcza i zalewa się w trupa. Teraz życie stało się radosne, to znaczy, że można też wypić, ale wypić tak, aby nie tracić rozsądku i nie ze szkodą dla zdrowia.”

No to na zdrowie!

czwartek, 22 lipca 2010

Czas na dokument: Wirtualny szaman socrealizmu








Okres stalinizmu był jednym z najbardziej chorych w całej historii, nie tylko Rosji i innych państw związkowych, ale i całego Świata. Z jednej strony zbrodnie na niewyobrażalną skalę, z drugiej ogłupiająca i nachalna propaganda z której śmiejemy się do dziś.
Dziś o drugim aspekcie tamtych czasów. Bohaterem filmu jest legendarny (dosłownie, bo nie istniejący) kazachski poeta, piewca Stalina, Jeżowa, Woroszyłowa i innych czerwonych oprawców - Dżambuł Dżabajew.

Film niestety nie jest doskonały. Najbardziej wnerwia, że muzyka w tle zagłusza lektora. Niemniej polecam, choćby ze względu na samą historię, która bardzo dobrze obrazuje jedne z najczarniejszych lat ludzkości.


Ciekawostki historyczne: Koktajl Mołotowa





Dawno już nic nie pisałem więc w nadchodzących dniach uraczę Was kilkoma wpisami. Oto pierwszy z nich.


Koktajl Mołotowa to nieoficjalna nazwa butelki wypełnionej mieszanką płynów łatwopalnych i lontu. Tłumaczyć tego nie muszę, tak jak pierwszego członu nazwy, czyli „koktajl”. Mieszanka różnych płynów komuś skojarzyła się z koktajlem. Ot, cała filozofia. Czemu jednak patronem tego „drinka” został Mołotow?


Wikipedia, bez podania źródeł, stwierdza, że nazwę tę wymyślili żołnierze fińscy podczas wojny zimowej, kiedy to często witali oddziały pancerne Armii Czerwonej butelkami z benzyną. Zaraz potem czytamy, że Mołotow, jako „zastępca przewodniczącego Państwowego Komitetu Obrony, podpisał uchwałę, która zatwierdzała masową produkcję tejże broni. Niewykluczone, że stąd wzięła się ta nazwa.” Tak więc internetowa encyklopedia łączy fińskich żołnierzy z wojny zimowej ciskających butelkami z uchwałą sowiecką o produkcji takiego rodzaju amunicji. Od razu widać, że coś jest nie tak. Komu sowieci produkowali tę amunicję? No chyba nie Finom. W takim razie sobie. Ale po co? Rzucali nimi do fińskich czołgów? Zwalczali śnieg? Czy może polowali na Białą Śmierć? To wątpliwości natury logicznej.


Wyjaśnienie inne wątpliwości, chronologicznej, naprowadza nas na najbardziej prawdopodobną genezę nazwy tej broni. Rzeczywiście Mołotow był zastępcą przewodniczącego Państwowego Komitetu Obrony ZSRS. Rzeczywiście podpisał wspomnianą uchwałę. Jednak PKO powstał po napaści III Rzeszy na Związek Sowiecki.

Od pierwszych dni wojny, gdy panika w szeregach Armii Czerwonej paraliżowała praktycznie każde większe działania obronne czy zaczepne, ci Krasnoarmiejcy, którzy jednak chcieli walczyć, w bojach z niemieckimi czołgami używali, znanych sobie choćby z wojny zimowej, butelek z benzyną. Była to całkiem skuteczna, niedroga i szybka w produkcji broń której mógł użyć każdy piechur. W czasie, gdy Niezwyciężona Armia Czerwona oddawała całe połacie kraju bez walki, gdy wiele z fabryk sowieckich przerzucano pospiesznie na wschód gigantycznego państwa, zaopatrzenie piechoty w wystarczającą ilość granatów przeciwpancernych było „niewystarczające”. Najpierw poszczególne kompania następnie pułki i dywizje zaczęły produkcję własnych „ręcznych środków przeciwpancernych”. Uchwała podpisana przez Mołotowa sankcjonowała to zjawisko i spowodowała, że na zapleczu Frontów zaczęły powstawać całe fabryki produkujące „koktajle”. Niemcy dowiedzieli się w jakiś sposób o tej uchwale i o tym kto ją podpisał. I najprawdopodobniej to oni, nie Finowie, są autorami popularnej nazwy butelki zapalającej.


I tak oto, po przeczytaniu tego wpisu, staliście się mądrzejsi od Wikipedii. Gratuluję ;)