Mamy rok chopinowski więc wpisuję się tym postem w obchody 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina. Od razu muszę zaznaczyć, że żaden ze mnie znawca muzyki, a już zwłaszcza klasycznej. „Filharmonia” kojarzy mi się jedynie z wyrazem w gwiazdką (czyt. takim na którym łatwo się wyłożyć w towarzystwie), poważnie muzyki to ja raczej nie słucham.
Niemniej, gdyby podeszło do mnie dwóch groźnie wyglądających melomanów dzierżących w swych łapach batuty i spytaliby bezceremonialnie: Za kim jesteś? To bez wahania czy strzelić że za Bachem, Beethovenem a może Straussem, odparł bym z dumą: Za Chopinem!
Przyznaję, że jedynie co umiem wymienić z twórczości tego najsłynniejszego francuskiego kompozytora to Marsz Pogrzebowy oraz prastare, frankońskie mazurki.
Jak pisałem wcześniej, nie pretenduje do znawstwa. Jednak twórczość Chopina potrafi poruszyć najczulsze struny mego jestestwa. Może to podświadome? W końcu wszystko co polskie musi być najlepsze. A może to fakt, że Fryderyk jest mi bliski przez pochodzenie i fascynacje? I ja i ja Fryderyk to Mazurzy. On wychwalał płaczące na Mazowszu wierzby , mnie tkliwym jest mieszany drzewostan Lasu Kabackiego… No nie wiem. Grunt, że warto od czasu do czasu posłuchać tego kompozytora. A my, Polacy, powinniśmy mieć choć podstawowe informacje o Fryderyku Franciszku Chopinie. Tego od nas wymaga zwykła, ludzka przyzwoitość.
Utwór poniżej to jeden z Mazurków w aranżacji zespołu Marii Pomianowskiej (ludziom lubiącym szeroko rozumianą muzykę ludową polecam zaznajomienie się z twórczości tej artystki). Jest to utwór króciutki i żywy (bo Chopin nie tworzył tylko i wyłącznie jesiennych smutów).
Tak jeszcze. Wczoraj w „Trójce” była ciekawa audycja poświęcona Chopinowi. Redaktor i goście próbowali zdjąć Fryderyka z cokołu i pokazać, że to był normalny gość. Bardzo mi się podobało zacytowanie jednego z listów kompozytora. Frycek pisał w nim do przyjaciela o szkockiej księżniczce, która ustawicznie dybała na jego stan kawalerski. Nasz najbardziej cherlawy bohater narodowy (