wtorek, 5 stycznia 2010

Bez-nadzieja – małe, polityczne podsumowanie minionego roku



W zeszły rok, Polska i reszta Świata weszły pełne nadziei. Od listopada 2008 największym imperium naszego globu rządził „czarny mesjasz lewicy”, który miał, jak to mesjasz, zbawiać. Kogo? Trzeba pytać lewicy. Grunt, że pierwszy czarny prezydent USA wlał nadzieje w serca milionów ludzi nie tylko w swoim kraju.

W krainie ziemniaka i bimbru, po roku rządów „na rozgrzewkę”, Platforma miała się wziąć do roboty.

Co z tego wyszło?

Zacznę od Baracka Obamy. Nie czuje się kompetentny, aby oceniać politykę wewnętrzną ekipy hawajskiego prezydenta, niemniej, coś o polityce zewnętrznej mam ochotę napisać. Nawet nie ochotę. Po prostu muszę.
Na tzw. Zachodzie były hamerykański prezio, Jurek Krzak, był przedstawiany w gorszym świetle niż Darth Vader w Gwiezdnych Wojnach. Potwór, morderca – główny zły boss, które należy pokonać na końcu gry.
No i stało się. Dwa razy wybrany na prezydenta George, nie mógł kandydować po raz trzeci, więc wygrał ktoś inny. I to jaki „ktoś”. Luke Skywalker! No tyle, że czarny i bez miecza, ale równie do wyrzygania dobry.

Co przyniósł rok 2009 w polityce zagramanicznej USA-„Imperium Zła”?

Obietnice zamknięcia więzienia Guantanamo. Barack, 22 stycznia roku poprzedniego, obiecał, że w ciągu roku więzienie zostanie zamknięte. Niedługo minie ów rok. Być może więzienie zostanie zamknięte, ale jak wieszczą specjaliści – ani procesów osadzonych nie będzie, bo z braku dowodów USA by je przegrało, ani osadzonych nikt nigdzie nie wypuści. Zwłaszcza, że w ostatnią nieudaną próbę zamachu byli zamieszani byli kuracjusze sanatorium na Kubie.

Zwiększenie udziału wojsk w Afganistanie. W sumie nic dziwnego w tej decyzji nie ma bo Obama ją zapowiedział podczas kampanii. Lecz nie to jest prawdziwie interesujące. Obama przede wszystkim zmienił całą strategię wobec Afganistanu.
Za strasznego i w ogóle „be” Busha, strategia była prosta - demokratyzacja i normalizacja. Co z niej wyszło? Kupa. I to na tyle śmierdząca, że Obama kompletnie zarzucił taką politykę wobec Afganistanu.
Co w zamian? Barack sięgnął po starą metodę z czasów zimnowojennych potyczek ze Związkiem Sowieckim – „skurczybyk, czy nie, ważne, że nasz”. I tak, jeszcze niedawno współpracujący z Talibami watażkowie są obecnie „pozyskiwani dla sprawy”.
Niby nic w tym złego, ale Amerykanie najpierw stworzyli Karzaja, potem pompowali w niego ciężkie pieniądze a i teraz udają, że wszystko gra po sfałszowanych wyborach prezydenckich. Jednocześnie ugadują się z przeciwnikami władzy centralnej w Afganistanie i tym też dobrze płacą.
Jaki w tym wszystkim cel? Amerykanie, z nikim tego nie uzgadniając, stwierdzili, że w Afganistanie normalnie nie będzie, więc trzeba tam szybko zrobić względny porządek i szybko czmychnąć. USA boi się wizerunkowej porażki NATO, wszystkie inne już NATO w Afganistanie poniosło, więc ma zamiar zamieść problem pod dywan. I tak za czas jakiś usłyszymy, że to już koniec wojny w Afganistanie i wszyscy szybko się wycofają zanim miejscowi się wezmą za łby.

Kolejnym „sukcesem” laureata pokojowej nagrody „No, ba!”, jest ogłoszenie rezygnacji z programu „Tarczy antyrakietowej”. Nie wiem co kierowało Obamą. Może to jakaś głęboko przemyślana strategia, a może po prostu kasa pusta? Nie o to mi chodzi. Poszliśmy wraz z Czechami na rękę Amerykanom i wbrew opinii dużej części społeczeństwa zgodziliśmy się na „Tarczę”. A co zrobili nasi sojusznicy? Jednostronnie, bez konsultacji zerwali umowę. Jakby było tego mało, poinformowali nas o tym 17 września, w dzień 70-tej rocznicy agresji sowieckiej na Rzeczpospolitą. Przejrzałem kalendarz w poszukiwaniu bardziej „niefortunnej” daty. Niestety, strzał w dziesiątkę, a raczej siedemnastkę. Lepiej nie mogli trafić.

Po co o tym wszystkim? Przecież to typowe Realpolitik. Jako historyka nie powinno mnie to dziwić.
No cóż, miałem nadzieję, że Amerykanie zaczną się choć troszkę liczyć z opiniami innych graczy. Głupim i naiwnym. Jak było za Busha, a wcześniej i za Clintona (vide Kosowo) tak jest i za Obamy. Zresztą, kiedy USA zachowywało się inaczej?
Amerykanie nie tyle nie słuchają, co po prostu wszystkich i wszystko mają głęboko w „de”. Pełen nasizm. My i tylko my. Inni się albo zgadzają, albo sio.
Najgorsze jest to, że jakby nie patrzeć, to są oni naszym „gwarantem bezpieczeństwa”. Niech Bóg, Szatan, albo cokolwiek innego ma na w swojej opiece jak mamy takich „gwarantów”.

Pora przejść po podsumowania dwunastu miesięcy nieróbstwa naszego rządu.
Gdy dwa lata temu PO wygrało wybory parlamentarne, mówiłem że następne też wygra Donald z ekipą – podtrzymuję tę opinię. Ani PiS ani SLD nie jest żadną alternatywą dla PO. Platforma wygra nie dlatego, że rządzi tak świetnie, tylko dlatego, że ludzie nie chcą powrotu kurdupli do władzy. Postkomuniści z Sojuszu Lewych Dochodów, po aferze Rywina, kompletnie stracili pomysł na siebie i wyborcy lewicowi głosują na Tuskistów, bo ci jako jedyni mają szansę wygrać z wciąż mocnym PiSem.
Do następnych wyborów nic się nie zmieni. I jest to prawdziwy dramat. Dlaczego? Bo Platforma zamiast wykorzystać, że nie ma dla niej alternatywy, zaczęła… co ja piszę, oni niczego nie zaczęli. Siedzą na tłustych dupskach i modlą się, żeby nic się nie spieprzyło. Nie mogą pojąć, tę tępe buce, jak to jest, że dwa lata po wyborach mają poparcie wyższe niż w dniu wyborów.
Zamiast głębokich reform finansów publicznych, szkolnictwa, sądownictwa i opieki zdrowotnej (to moim zdaniem najbardziej kuleje w kraju ziemniaka i bimbru), mamy festiwal w postaci komisji sejmowej (która to już, nie wiem) do wytłumaczenia afery hazardowej. Afera jest PO, ale głównymi oskarżonymi są ludzie PiSu. Sekuła, przewodniczący tego teatrzyku, bawi się z Tuskiem w złego i dobrego policjanta. Sekuła usuwa Wassermanna i Kępę z komisji – Tusk ubolewa i mówi, że on by tego nie zrobił. Sekuła wzywa na świadków usuniętych PiSiorów – Tusk ubolewa i mówi, że on by tego nie zrobił.
Dziś Sekuła stwierdził, że przesłuchał posłów PiSu „na wyraźne życzenie prezydium sejmu” i że niepokorni Wassermann i Kępa są winni pięciu tygodniom opóźnienia… No, żesz kurza mać. Czy PO wierzy, że ludzie są tak durnowaci i będą łykać te gierki jak ryby zanętę?
I niestety Platforma znowu wygra. Bo po prostu innej opcji nie ma.

Efektem takiej polityki, szanownie urzędującego Donalda, będzie to, że za kilka lat, jeśli nie będzie gruntownej reformy finansów, obudzimy się z ręką w nocniku jak dziś budzą się Węgrzy, Litwini, Łotysze i Estończycy. Będziemy mieli tak puste portfele jak puste są przemówienia Donka.

Tuksiści wychodzą z założenia, że wystarczy krajem jedynie sprawnie zarządzać. To ważne, choć i to tym patałachom nie wychodzi, ale rządzenie to nie samo zarządzanie. Trza mieć plany dalekosiężne. Jaką wizję Polski w 2030 roku ma Tusk i jak chce ją zrealizować? To pytanie trzeba by zadać każdemu politykowi. „Eeee”, „Yyyy” i innym dźwiękom nie było by końca. Potem byśmy usłyszeli o kraju mlekiem i miodem płynącym, ale jak to zrobić, co konkretnie jak zmieniać? Tego politycy nie wiedzą. Bo ich to ch… obchodzi. „W 2030 to nas już nie będzie u żłobu” – to by powiedzieli, gdyby mogli.

Podsumowanie roku 2009 kończę życzeniami autorstwa Roberta Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju Oby w nadchodzącym roku nie było wojny. A jak będzie, to żebyśmy ją wygrali.”

4 komentarze:

  1. Sytuacja w PL i USA jest nieco podobna. W obu przypadkach oszołoma zastępuje polityk, który zdaje się nie mieć żadnej spójnej koncepcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno się nie zgodzić. Początkowo, kiedy pisory były u władzy byłem za PO. Byłem za nimi jak wygrywali wybory. Ale też mnie szlag trafia, że boją się tknąć reformy. jak wiadomo dotknęłyby wielu ludzi, stąd obawy. Nie wiem, czy liczą na to, że Tusk zostanie prezydentem, a w kolejnej kadencji będą mogli rządzić samodzielnie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś interesowała mnie polityka. Teraz nie mam na nią czasu. Piję.

    A tak poważnie - zupełnie przestało mnie to obchodzić - i przyznaję, że uczyniła to Platforma. Pozbawili mnie resztek nadziei, że jest w tym kraju choć jeden polityk, któremu na tym KRAJU i jego MIESZKAŃCACH zależy. Mam ich głęboko wszystkich. Dokładnie tak jak oni mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sam się sobie dziwię, bo zabrzmię teraz jak lewak ale - mamy próbkę działań PO. Chcąc zrobić dobrze Kościołowi i pracodawcom wprowadzają wolne w trzech króli a likwidują odbieranie świąt, które wypadają w sobotę. Efekt - jeden dzień wolny za cenę likwidacji kilku innych.

    OdpowiedzUsuń