Przy okazji kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego spotykam się z różnymi zarzutami co do świętowania tego wydarzenia. Najczęściej chyba powtarzanym argumentem jest coś w rodzaju „Tylko my Polacy świętujemy klęski i budujemy wokół nich świadomość narodową.” Postanowiłem zrobić małą listę świętych klęsk różnych państw Europy i reszty Świata. Robiłem ją na szybko w środku nocy więc musi mieć sporo braków.
Niemcy – ciągła trauma II WŚ z oceną której Niemcy do dziś mają problem. Z jednej strony niesamowity marsz wojsk Rzeszy przez prawie całą Europę: Czechosłowacja, Polska, Norwegia, Dania, Holandia, Belgia, Francja, Bałkany i olbrzymie połacie Związku Sowieckiego pod butem. Z drugiej klęska, odpowiedzialność za straszliwe zbrodnie. Patrząc ile w ostatnich latach powstaje w Niemczech filmów na temat wojny widać, że tema bardzo żywy.
Rosja – również II WŚ. Owszem zostali zwycięzcami, ale wszyscy w Rosji i byłych republikach wiedzą ile wcześniej było klęsk. Ile milionów obywateli ZSRS poszło w piach. Niby zwycięstwo, ale obarczone świadomością olbrzymich strat. Temat również żywy.
Francja – I WŚ. Typowe kadmejskie zwycięstwo. Pokonani, ale nie złamani Niemcy zaraz wywołali jeszcze większą ruchawkę, która zakończyła się dla nich tragicznie, a Francuzi za swe zwycięstwo zapłacili tak olbrzymią cenę, że zostali złamani. W trakcie II WŚ coś takiego jak duch bojowy armii francuskiej nie istniało. Zakończenie I WŚ jest we Francji bardzo ważnym i smutnym świętem. To nie dzień zwycięstwa a dzień oddawania hołdu milionom poległych.
Hiszpania – wojna domowa. Taką wojnę przegrywają wszyscy. Nie muszę tłumaczyć jak ważne to wydarzenie dla Hiszpanów.
Izrael – Holocaust. Opisywać i tłumaczyć nie muszę.
Japonia – zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Jest to o tyle, swoją drogą, ciekawe, że w największym bombardowaniu konwencjonalnym na Tokio zginęło więcej ludzi niż w obu eksplozjach bomb atomowych nad Japonią. Niemniej dla Japończyków to niezwykle ważne daty.
USA – wszyscy terroryści czy bojownicy grożą USA „Drugim Wietnamem”. To nie przypadek. Amerykanie zabili w filmach o Wietnamie już więcej swoich niż ich zginęło w rzeczywistości.
Ot taka króciutka lista. Jak widać nie tylko my rozpamiętujemy klęski. Może dlatego, że jak powiadają zawodnicy MMA: „Jedna porażka uczy więcej niż wygrane.”
Powstawnie Warszawskie jest jedynym wydarzeniem z naszej historii, które jest powszechnie znane i które rozpala tak skrajne emocje. I bardzo dobrze. Jeśli historia ma uczyć to trzeba o niej myśleć i dyskutować. Inaczej do żadnych konstruktywnych wniosków się nie dojdzie.
Końcowy wniosek jak najbardziej słuszny. Ja też nie popieram świętowania porażek, jednak uważam , że należy oddać hołd tym, którzy wtedy walczyli. Taki był rozkaz i chwała im za to, że poszli walczyć. Możemy się spierać, czy rozkaz był sensowny, czy nie, jednak samego męstwa kwestionować nam NIE WOLNO. A niestety niektórzy posuwają się nawet do tego.
OdpowiedzUsuńCo do Rosji - ja rok w rok odnoszę wrażenie, że dla nich to ogromna duma i chwała, że wygrali z nazistami. Nie zauważam praktycznie żadnych głosów ubolewających nad ilością ofiar. Liczy się dla nich wielkie zwycięstwo w wojnie ojczyźnianej i tyle. Wiesz, ci wszyscy staruszkowie spędzani na paradę i dumnie wypinający dziesiątki orderów itd.
Niemcy - powoli uczą się z tym żyć, czego zresztą dowodzi wspomniana przez Ciebie kinematografia - jakiś czas temu nie do pomyślenia było zrobienie tam filmu o Adolfie - teraz powstają i poważne i komedie i nikomu to już nie przeszkadza. Poza tym Niemcy znowu dumnie prezentują swój patriotyzm - jak ktoś słusznie zauważył - zaczęło się podczas mistrzostw Świata rozgrywanych u nich w 2006.
No i na koniec - tak mi wpadło - dodałbym tu Australię i Nową Zelandię - Bitwa o Gallipoli i ich korpus zwany ANZAC - bitwa przegrana, ale świętowana do dziś - dała ona zresztą początek dużym przemianom w Imperium...
Rosja - owszem przy okazji 9 maja na ogół mówi się tylko o wielkim zwycięstwie. Jednak świadomość ofiar i klęsk z początku wojny jest bardzo duża. Rosjanie (przywłaszczając sobie wszystkie ofiary, jakby całe ZSRS to była Rosja) lubią w odpowiednim momencie przypomnieć ile milionów obywateli Związku poszło w piach w czasie wojny.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNieprzypadkowo odpowiadam na ten wpis 15 sierpnia.
OdpowiedzUsuńDługo zastanawiałem się, czy coś tu pisać, gdyż temat ten wałkowaliśmy na lewo i prawo w realu, zawsze doprowadzając do kłótni.
Ale jeśli jest tak, że jestem wśród adresatów tego wpisu, przedstawię swój punkt widzenia.
Uważam Powstanie Warszawskie za katastrofę i bardziej dostrzegam w nim skrajną głupotę tych co je wywołali niż bohaterstwo tych, którzy w nim ginęli i walczyli (nie trafia do mnie argument "powstanie i tak by wybuchło". Entuzjazm warszawskiej młodzieży można było skanalizować w bardziej racjonalny sposób, oczywiście w militarnym znaczeniu).
Ale to nie znaczy, że uważam, że należy o nim zapomnieć. Nigdy nie mówiłem też, że inne narody spuszczają na swe klęski zasłonę milczenia.
To co wzbudza mą złość, to miejsce jakie Powstaniu wyznaczyli nasi politycy - jako najważniejszego historycznego wydarzenia w dziejach narodu polskiego, które swymi obchodami przyćmiewa wszystko inne.
Refleksja nad klęską - tak. Szacunek dla zmarłych - tak. Zamiast tej potężnej pompy apel poległych na Powązkach i znicze pod grobem nieznanego żołnierza. Ale nie czynienie z obchodów powstania kluczowego punktu programu obchodów historycznych roku!
To tak jakby w USA głównym świętem narodowym, w którym uczniów zwalniałoby się ze szkół na obchody, była rocznica ataku na Pearl Harbor.
To właśnie byłby "kult klęski" a nie pamięć o klęsce. I niestety, podtrzymuję pogląd, że klęskę kultem otaczamy tylko my. Podane w Twoim wpisie przykłady odbioru Drugiej Wojny Światowej w Niemczech, czy w USA Wietnamu nie mają nic wspólnego z "kultem". Pamięć i refleksja, to coś zupełnie innego.
Rosja święci 9.V. a Francja 11.XI. To są daty zwycięskie, nawet jeśli okupione wielkimi stratami.
I my powinniśmy naczelną rolę, nadać naszym zwycięstwom. 15 lipca - Grunwald i dziś, 15 sierpnia - Bitwa Warszawska 1920. To powinny być najważniejsze obchody państwowe aby w przyszłych pokoleniach umacniać wiarę w zwycięstwo i siłę własnego narodu.
Co do Rosji nie zgodzę się, że dominuje tam kult klęski. Kompleks rozpadu ZSRR i marnotrawienie od przeszło 20 lat uniklanego na skalę światową potencjału, jakim dysponuje ten kraj powodują, że 9 maja zupełnie nie pamięta się o wojskowym dyletanctwie i zbrodniach Lenina i Stalina. Uwaga jest całkowicie skupiona na zwycięskim pochodzie na zachód. W powstaniu warszawskim natomiast trudno odnaleźć jakikolwiek pozytywny skutek.
OdpowiedzUsuńmiet